Czy śmierć Jezusa była konieczna dla naszego zbawienia?

2015-03-27 20:27:43

Szczęść Boże. Spotkałam się ostatnio z opinią, której nie rozumiem a która niszczy moja wiarę. Że Jezus nie musiał umrzeć za nas, aby nas zbawić. Że wszedł w bezsens cierpienia, aby uczynić je sensownym. Że myślenie, że Bóg żądał krwawej ofiary za grzechy jest pogańska. Z drugiej strony ofiara Izaaka miała być zapowiedzią śmierci Jezusa za nas. Poza tym pamiętam, że jak anioł śmierci przechodził w Egipcie to Żydzi musieli zabić baranka i naznaczyć drzwi krwią, aby ocaleć. Bardzo mnie to nurtuje.

Pozdrawiam, Joanna

Pani Joanno, być może zetknęła się Pani z opiniami odrzucającymi koncepcję zbawienia wyrażoną przez św. Anzelma z Canterbury (zm. 1109). Stworzył on tzw. teorię zadośćuczynienia, zgodnie z którą misja zbawcza Chrystusa polegała na wyrównaniu niesprawiedliwości i obrazy wyrządzonej Bogu przez ludzki grzech. W wielkim skrócie: zgodnie z tą teorią grzech jest jak przestępstwo, za które należy się kara (zadośćuczynienie); problem w tym, że kara wymierzona człowiekowi nie jest w stanie uśmierzyć gniewu Boga ze względu na niewspółmierność istoty ludzkiej do majestatu Tego, który doznał obrazy; sprawiedliwość może zostać przywrócona jedynie przez ofiarę zadośćuczynienia złożoną przez człowieka, który jest równy Bogu; dlatego Bóg posyła własnego Syna, czyli kogoś równego Sobie, aby mógł Go ukarać jako człowieka – w ten sposób Ojciec składa ofiarę z własnego Syna a Jego gniew zostaje wreszcie uśmierzony. Prawda, że brzmi to strasznie…?

Wizja ta kłóci się zapewne z wrażliwością wielu chrześcijan i dlatego też bywa odrzucana jako pogańska. Kłopot z teorią św. Anzelma polega jednak nie na tym, że byłaby ona całkowicie niezgodna z chrześcijańskim Objawieniem, ale na tym, że grzeszy nadmierną jednostronnością i swego rodzaju bezdusznym legalizmem w interpretacji relacji Bóg-człowiek oraz Ojciec-Syn. Mimo to rozpowszechniła się ona chyba ze względu na swoją prostotę i sugestywność i zyskała w końcu dużą popularność, także w wersji protestanckiej (Chrystus wiszący na krzyżu jako największy grzesznik i złoczyńca wszechczasów). W rzeczywistości jednak taka perspektywa była poważnym zubożeniem wiary pierwotnego Kościoła.

Chrześcijaństwo od samego początku przypisywało cierpieniu i śmierci Jezusa Chrystusa charakter zbawczy, wierząc, że w nich tkwi istota misji Mesjasza, że dokładnie przez te wydarzenia Jego ziemskiego życia zostaliśmy ostatecznie i w pełni odkupieni. W tej wierze zawsze mieściła się idea zastępstwa, zgodnie z którą Jezus Chrystus faktycznie wziął na siebie nasze grzechy i umarł za nas. Motywy starotestamentalne, o których Pani wspomina, były interpretowne już przez pierwszych chrześcijan w świetle śmierci Jezusa jako jej zapowiedź oraz wyjaśnienie jej sensu. Jezus sam interpretował swą śmierć przede wszystkim w świetle tego wydarzenia zbawczego jakim była Pascha Izraelitów, tzn. ofiara z baranka i wyprowadznie z niewoli egispkiej. Dotychczasowa historia zbawienia oraz proroctwa istotnie naprowadzały wyznawców Chrystusa przede wszystkim na sens ofiarniczy Jego śmierci. Cały tzw. List do Hebrajczyków jest poświęcony kultowi Nowego Przymierza, który zastępuje dawne ofiary ze zwierząt a w którym Jezus Chrystus jest zarówno ofiarą jak i kapłanem, który tę ofiarę składa. Mimo to wzięcie na siebie kary należnej grzesznikom nie było uważane, jak w teorii zadośćuczynienia, za wyłączny i jedyny sens ofiary złożonej przez niewinnego Mesjasza z samego siebie. Wartość zbawcza tego cierpienia i śmierci polega również na wejściu przez Niego w kondycję ludzką i na Jego solidarności z nami do samego końca, a w konsekwencji – w perspektywie zmartwychwstania – na przebóstwieniu słabej ludzkiej natury; w tym świetle zbawienie to jakby nowy akt stworzenia, którego Chrystus dokonuje przez swoją śmierć i zmartwychwstanie. Jest to właśnie nowa Pascha, która ocala od śmierci przez ofiarę niewinnego Baranka i wyprowadza z niewoli grzechu. Niewątpliwie w ten sposób Jezus Chrystus nadaje też sens ludzkiemu cierpieniu, co jest możliwe właśnie dlatego, że wchodzi On w bezsens tego cierpienia najgłębiej jak to możliwe, tzn. aż do śmierci na krzyżu. Dlatego przekonanie, że zbawienie przyniesione przez Jezusa polega m.in. na nadaniu sensu cierpieniu, nie kłóci się wcale, a wręcz przeciwnie, jest konsekwencją Jego śmierci krzyżowej. Oczywiście istnieją również prądy teologiczne głoszące, że śmierć Syna Bożego na krzyżu nie ma żadnego znaczenia z punktu widzenia Jego misji i nie wnosi nic istotnego do historii zbawienia, gdyż prawdziwy sens zbawczy ma tylko głoszona przez Niego nauka i Królestwo Boże, które wraz z Nim przyszło na ziemię. Tego rodzaju teorie wydają się być jednak równie jednostronne jak ta, którą głosił św. Anzelm, i co najważniejsze, są niezgodne z wiarą przyjętą przez Kościół od Apostołów.

Mówiąc krótko, wiara w śmierć Jezusa Chrystusa jako źródło naszego zbawienia jest jak najbardziej chrześcijańska, natomiast ofiara i przebóstwienie stanowią jakby dwa nierozłączne aspekty jednej misji zbawczej. Choć znaczenie zbawcze śmierci Syna nie powinno być ograniczane do krwawej ofiary zażądanej przez Ojca za nasze grzechy, to jednak i tego wymiaru nie da się całkowicie pominąć. W następujących słowach mówi o tym szwajcarski teolog: Kiedy Jezus w godzinie doświadcza istoty grzechu od wewnątrz, wówczas centrum męki leży nie tylko w Jego doskonałym umieraniu (Anzelm, K. Rahner), lecz nie mniej w Jego doświadczeniu lęku aż do śmierci i opuszczeniu przez Boga, w którym On, rzeczywiście w zastępstwie, doświadcza na sobie koniecznego i sprawiedliwego sądu Boga nad złem. "Teraz odbywa się sąd" (J 12,31) – w ten sposób Jezus oznajmia rozpoczynającą się mękę. Fakt, że to wzięcie sądu należnego światu w relację pomiędzy Ojcem i Synem (…) jest dziełem największej trójjedynej miłości, musiałby być oczywisty dla każdego, w kogo uszach brzmią nowotestamentalne wypowiedzi. (…) Istotne jest w tym miejscu dostrzeżenie, że w Ewangeliach godzina, ku której Jezus otwarcie żyje, nie jest prostym przedłużeniem Jego publicznego życia i działania, lecz pozostaje wyraźnie od nich odróżniona. (…) Fakt, że nagle ogarnia Go śmiertelny strach, wywołujący krwawy pot, nie należy do sfery psychologii – to sfera teologii. (…) Oczywiście w wydarzeniu krzyża idzie o "solidarność" Jezusa z grzesznikami; jednak to modne dzisiaj słowo jest w istocie swej za słabe, by wyrazić całą głębię zadanego i przyjętego utożsamienia się. To, czym jest prawda grzechu (zwłaszcza jeśli określa się go jako kłamstwo), musi zostać gdzieś wyartykułowane z całą nieubłaganą twardością, która wiąże "nie" grzesznika wobec Boga z "nie" Boga wobec tego "nie". A uczynić to mógł tylko Jeden, który sam w sobie jest tak prawdziwy, że może rozpoznać, przeżyć, znieść całą negatywność tego „nie”; że jest w stanie przecierpieć tę negatywność w jej śmiertelnym sprzeciwie i w bólu usunąć jej hardość. W tym miejscu trzeba bacznie strzec się fałszywych wniosków – nie wolno mówić, że Jezus został przez Boga „ukarany” zamiast grzeszników. Nie można mówić, że czuł się przez Boga „potępiony” i umieszczony w piekle”. To co wyobrażamy sobie jako piekło, złączone jest z nienawiścią wobec Boga. Bezsensem byłoby przypisywanie Ukrzyżowanemu nawet najmniejszej urazy wobec Ojca. Jednak wycierpienie tego, co byłoby udziałem grzesznika, mianowicie oddzielenia od Boga – może nawet całkowitego i ostatecznego – jest jako doświadczenie Bożego Syna ze wszech miar możliwe. (…) pierwsi chrześcijanie pragnęli odszyfrować niezrozumiałość krzyżowej śmierci Jezusa akurat poprzez ten prorocki obraz. Już na pierwszych stronach Ewangelii Mateusza cytowane są słowa o Słudze Pańskim: "On wziął na siebie nasze słabości i nosił nasze choroby" (Mt 8,17). (H.U. von Balthasar, Czy Jezus nas zna? Czy my znamy Jezusa?, Kraków 1998, ss. 24-27)

W tym kontekście chciałbym polecić, trochę prowokacyjnie, obejrzenie filmu Ostatnie kuszenie Chrystusa w reżyserii Martina Scorsese. Jakieś 25 lat temu wzbudził on niemałe kontrowersje, gdyż opowiedziana tam historia życia Jezusa opiera się raczej na apokryfach niż na Ewangeliach. Jest to kino dla chrześcijan dojrzałych i o ugruntowanej wierze, którzy podejdą do niego z właściwym krytycyzmem. Mimo wszystko artystyczna wizja duchowych wydarzeń, które dokonały się na krzyżu, jest według mnie przekonująca. Scena tytułowego ostatniego kuszenia wykorzystuje bardzo ciekawie naiwne rozumienie Bożego Miłosierdzia a zakończenie filmu w intrygujący sposób przedstawia konsekwencje oddzielenia przesłania Ewangelii od krzyża Jezusa Chrystusa. Jaką wartość miałyby dziś dla nas nauki Jezusa, gdyby pozostał on tylko jednym z wielu nauczycieli? Jeśli nie ma ofiary, nie ma zbawienia – te słowa padają w jednej ze scen końcowych i przeczuwa się w nich głęboki sens.

W poszukiwaniu najbardziej miarodajnego wyjaśnienia zbawczego sensu śmierci Jezusa odsyłam mimo wszystko do Katechizmu Kościoła Katolickiego, 599-618.

Zbyszek Jałbrzykowski SJ

zobacz komentarze [5]